Zrobiłam jednego Ironmana, to czemu by nie zrobić następnego?



Zaczęły się poszukiwania… gdzie tym razem? Zainteresowałam się Ironman Italy Emilia Romagna Cervia. Zawody po raz pierwszy rozgrywane. Jeszcze wtedy zapisy nie były otwarte, więc czekałam. Codziennie sprawdzałam, kiedy będę mogła się zarejestrować. I jest! Register. Kliknięcie, karta kredytowa i klamka zapadła.

Wydawało mi się, że końcówka września to termin odpowiedni, bo nad rowerem można latem popracować. Miejsce idealne, bo stosunkowo niedaleko. Dopiero z czasem okazało się, jak moje myślenie było błędne. Ale o tym później.

PRZYGOTOWANIA

Zimą trenowało mi się bardzo dobrze. Nie omijałam żadnych treningów. Byłam zadowolona z postępów, jakie robię. Jestem zdecydowanie osobą zimnolubną i w tym okresie mam największą motywację i zapał do treningów. Gorzej sytuacja wygląda latem. Wtedy dopada mnie spadek motywacji. Okres wakacyjny jest w mojej pracy gorącym okresem. Pracuję po 10 h dziennie. I to był powód przekładania, omijania i skracanie niektórych treningów, bo przecież jestem zmęczona. Im bliżej startu, tym było gorzej. Wiedziałam, że nie mam formy. Zastanawiałam się czy w ogóle ukończę ten dystans. Rozważałam zrezygnowanie ze startu. Ostatecznie jednak doszłam do wniosku, że zapłaciłam prawie 500 euro wpisowego i chcę ten medal. Zamierzenie było jedno: po prostu to ukończyć ironmana.

PRZYJAZD DO MIASTECZKA IM

Podczas pobytu pogoda była idealna. Delikatny wiaterek i komfortowe 21-22 stopnie. Miejscowość sympatyczna. Problematyczne okazało się słabe oznakowanie imprezy. Pamiętam, że w Kalmar, (gdzie debiutowałam na dystansie Ironman), gdy się wjeżdżało do miasta, na słupach wisiały ogromne flagi ze znaczkiem IM. Od razu wiadomo było, że jest się we właściwym miejscu i bez problemu docierało się na miejsce. Tu tego zabrakło. Nie obyło się bez internetu i sprawdzenia dokładnej lokalizacji. Ale w końcu dotarliśmy. W miasteczku sportowym tłumy ludzi, głośna muzyka, znaczki IM wszędzie. Atmosfera super 🙂

DZIEŃ STARTU

Problem zaczął się noc przed startem. Położyłam się o 21, żeby dobrze się wyspać. Wydawało się, że podchodzę do tego na luzie i bez stresu. A jednak nie. Tętno 130-140. Serce łomotało jak szalone. Cała noc nieprzespana. Wtedy zrozumiałam, jakie to straszne cierpieć na bezsenność. Na przyszłość muszę opanować skuteczny sposób na stres i brak snu.

O 6:00 weszłam do strefy zmian, sprawdziłam rower, napełniłam bidony, spakowałam żele i batony. Start był o 7:45. Zawodnicy puszczani byli falami, dzięki czemu nie było przepychania w wodzie. Nie zostałam ani razu kopnięta czy uderzona i to uważam za sukces. Temperatura wody była według mnie OK. Podobno miała 18 stopni. Do przepłynięcia były dwie pętle, między którymi zawodnik musiał wyjść z wody i przebiec kawałek przez plażę. Gdy już emocje opadły, płynęło mi się dobrze. Tempo miałam spokojne. Jedyne, co mi przeszkadzało, to zasolenie wody. Woda była bardzo słona.

Start w Ironmanie

Dobiegnięcie do strefy zmian liczyło ok. 300 m. Ściągnięcie pianki, założenie potrzebnych rzeczy na etap kolarski i bieg po rower. Żeby wydostać się ze strefy zmian, trzeba było przebiec z rowerem ładny kawałek. Na rowerze były 2 pętle. Od początku nie pedałowało mi się swobodnie, nie czułam żeby noga podawała. Trasa kolarska wbrew pozorom nie była łatwa. Sporo zakrętów, otwarta przestrzeń, więc momentami wiało. Jakość asfaltu pozostawiała wiele do życzenia. Na każdej pętli był podjazd 2.5 km (ja osobiście nie mierzyłam, ale któryś z zawodników mierzył). Byli tacy, którzy schodzili z roweru. Mnie udało się podjechać. Podjazd uważam za świetne urozmaicenie trasy rowerowej. Drugie okrążenie jechało mi się znacznie lepiej. Dużo piłam, dużo jadłam. Całe szczęście zapasowe dętki nie były mi potrzebne. Zdziwiło mnie to, że na licencjonowanym IM trasa rowerowa była dłuższa o 5 km.

Zostało już tylko bieganie. I tu od początku było ciężko. Założenie było takie, żeby całą trasę przebiec. Wolno to wolno, ale żeby nie stawać. Na ostatnim okrążeniu walczyłam ze sobą, żeby nie stanąć. Trasa biegowa naprawdę bardzo fajna, wiodąca ulicami miasta. Szczególne wrażenie robi po zmroku, kiedy miasto jest oświetlone.

LEKCJA POKORY

Mój drugi Ironman był dla mnie dobrą nauka pokory. Ten start pokazał mi, że czego nie zrobisz na treningu, tego na pewno nie zrobisz na zawodach. IM nie wybacza błędów treningowych. Każdy start czegoś uczy. Ja po IM Cervia doszłam do wniosku, że koniec września to dla mnie zbyt odległy termin na główny start. Przygotowania trwają za długo, dzień jest już krótszy. Jeżeli trafi się taka pogoda, jak w tym roku, to w ostatnim okresie przygotowań długie wyjeżdżenie zostaje tylko na trenażerze.

Czy jestem zadowolona? Tak, bo ukończyłam ten dystans i zostało mi jeszcze trochę zapasu, ale chciałabym jeszcze kiedyś zrobić naprawdę dobry wynik.

Start w Ironmanie


Aleksandra Granacka | brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

polecane artykuły

Ja, Dorota

Ja Dorota - Ironman Kopenhaga

Pech i szczęście w jednym – Ironman Tallinn

Ironman Tallin

Ironman Austria okiem supportu

ironman austria