Sezon na grubo



Debiut na dystansie ½ Ironmana, powtórka miesiąc później. Po co to? Dlaczego tak? Jak daleka i głęboka może być podróż składająca się z 1900m pływania, 90km roweru i 21km biegu – zapraszam do mojego podsumowania sezonu 2017/18.

DEBIUT NA DYSTANSIE 1/2 IM PODCZAS IRONMAN 70.3 GDYNIA. 5 SIERPNIA 2018 (1900 M PŁYWANIE – 90 KM ROWER – 21,1 KM BIEG)

Do Gdyni wybraliśmy się popołudniowym pociągiem z Warszawy, w piątek, dwa dni przed startem. Spakowani „jak na wojnę”, z rowerami. Tuż po wejściu do wagonu natrafiliśmy na pierwszą niespodziankę – brak miejsc na rowery w całym pociągu. Podobnie zdziwiona była obsługa pociągu, gdy pokazaliśmy nasze bilety na rowery. Jednak „Polak potrafi” – przetestowaliśmy dwie instalacje, wybiegaliśmy na peron na każdym postoju, żeby nikt nie wsiadał tymi drzwiami i sprawnie dojechaliśmy.

Podróż, jak i wcześniejsze dni, mijały pod znakiem sprawdzania stanu wody. Przez ostatni tydzień wszyscy zawodnicy nastawiali się już na formułę duathlonu (bieg-rower-bieg) ze względu na falę sinic nad Bałtykiem. Ja sam myślałem nawet nad zostawieniem pianki pływackiej w Warszawie. Jednak w piątek pojawił się komunikat, że zawodnicy startujący w sobotę w sprincie będą płynąć i nagle dla nas też stało się jasne, że pływanie na „połówce” się odbędzie.
Dzień przed zawodami to czysta przyjemność – dłuższy sen, biuro zawodów, ciekawa strefa expo, pamiątkowe zakupy, znajome twarze – wszystko zorganizowane na najwyższym poziomie i utrzymane w fantastycznej, pozytywnej atmosferze. Rower przygotowany, sprawdzony i odwieszony na stojak. Worki na T1 i T2 spakowane i odwieszone. Poza tym, dzień przed zawodami to bardzo przyjemny czas tzw. „carbo loadingu”, kiedy można pozwolić sobie na więcej wysokoweglowodanowego jedzenia.

Niedziela rano to już pełna organizacja. Wczesna pobudka, sprawdzone śniadanie, szybki dojazd do strefy zmian, pompowanie roweru (jeśli chcesz nawiązać nowe tri przyjaźnie, to weź ze sobą dużą pompkę do roweru do strefy zmian, na godzinę przed startem), dorzucenie żeli i batonów do roweru i toreb, napełnienie bidonów zimną wodą i elektrolitami. Szybkie przejście na start, ubranie pianki, czepka i okularków. Nie zdążyłem na rozgrzewkę w wodzie i nie zauważyłem, że miałem krzywo zapięty rzep na piance. Od pierwszego ruchu reką do końca pływania pianka ocierała mnie przy karku. Dobra nauczka na kolejne zawody.

Start w formule „rolling start” w moim przypadku sprawdził się bardzo dobrze. Na długim wypłynięciu w stronę „otwartego morza” nie było ścisku. Pierwsza boja w lewo i … zaczęło się dla mnie zwiedzanie akwenu. Powrót do brzegu zakładał jeszcze 3 skręty, lecz ja zrobiłem ich na pewno kilka więcej. Ostatecznie po nadrobieniu około 400m według zegarka, dopłynąłem do strefy zmian w 52 minuty po starcie. Szybko złapałem mój worek, zrzuciłem piankę i okulary i pobiegłem do roweru. System workowy oceniam dużo lepiej niż znane z mniejszych zawodów „kuwetki”.

Start roweru prowdził przez brukowy wyjazd, gdzie na większej nierówności straciłem bidon przymocowany pod siodełkiem. Ograniczyło to moje nawadnianie do bidonu w lemondce. Pocieszałem się, że po drodze będą jeszcze strefy żywieniowe.

Sam przejazd rowerowy okazał się trudniejszy niż moje oczekiwania. Dużo podjazdów, jak na moje przyzwyczajenia, wiatr, w pewnym momencie też krótka burza. Daniela Ryf, która tego dnia ustanowiła rekord świata pewnie powiedziałaby, że to jedna z najłatwiejszych tras. Na pierwszej i trzeciej strefie zmian udało mi się złapać bidony i wodę od świetnych wolontariuszy, lecz na środkowej strefie – niemiła niespodzianka – woda w butelkach i bidony niestety skończyły się. Ostateczny czas 3:29 – to 30 minut powyżej ambicji. W T2 szybka zmiana butów, przerwa fizjologiczna i start biegu.

Bieg, mimo upału, minął mi bardzo dobrze. Po pierwszej z trzech pętli tempo nieco spadło i nie byłem w stanie przyśpieszyć. Z drugiej strony, gdy po trzecim okrążeniu zbiegałem do mety, czułem, że mógłbym w tym tempie przebiec jeszcze kolejne 7-kilometrowe kółko. Pomagały świetne strefy żywienia (woda, izotonik, red bull, żele, lód, gąbki) i wsparcie znajomych na trasie. Bieg ukończony w 2:05 mnie ucieszył – to lepsze tempo niż rok wcześniej na 10 km „na swieżo”!

Ostateczny czas 6:36 nie spełnił moich ambicji, ale udział w imprezie był dla mnie świetnym przeżyciem. Za rok, mimo innych planów startowych, nie wyobrażam się nie pojawić się w Gdyni, chociaż na sprint lub w roli supportera.

DRUGIE PODEJŚCIE I DŁUGA PODRÓŻ – NIEPORĘT ½ IM, 2 WRZEŚNIA 2018
 (1900 M PŁYWANIE – 90 KM ROWER – 21,1 KM BIEG)

Niedosyt po wyniku w Gdyni sprawił, że 4 tygodnie później zameldowałem się na zawodach w Nieporęcie. Startowi towarzyszyło dużo luzu. Byłem pewny, że na łatwiejszej trasie poprawię swój wynik z Gdyni, ale wiedziałem też, że 4 tygodnie pomiędzy startami nie były wzorcowe. Poza tym huczna impreza na 30-ste urodziny, obowiązki świadka na weselu przyjaciela, czyli balowanie do bladego świtu i intensywne dni w pracy sprawiły, że nie do końca udało mi się zregenerować. Po każdym bieganiu czułem bolesne spięcia mięśni i nie wiedziałem, czy w ogóle przebiegnę 21 km na koniec wyścigu. Ale może dzięki temu luzowi pierwszy raz spałem normalnie dzień przed zawodami, sprawnie wstałem rano, zameldowałem się pod strefą zmian 15 minut przed jej otwarciem. Tym razem czasu starczyło na pamiątkowe zdjęcia, pompowanie rowerów licznym znajomym i nieznajomym i spokojną rozgrzewkę pływacką.

Start zawodów w wodzie był bardzo kameralny (około 100 osób płynących, czyli 10x mniej niż w Gdyni). Na jedynym poważnym treningu pływackim przed tym startem trener Paweł kazał mi pilnować tylko dwóch rzeczy (nie przekraczanie linii środka prawą reką i długie wyleżenie na lewej ręce) i te rzeczy powtarzałem sobie przy każdym ruchu. Nie zawsze starczało siły, ale pływanie ukończone w czasie 41 minut (11 minut szybciej niż w Gdyni) samo odpowiada na pytanie, czy te dwie rzeczy były ważne.

Wychodząc marszem z wody usłyszałem znajomy głos i doping „Co Ty k**** na wczasy przyjechałeś? Biegnij!!!”. W strefie zmian wszystko latało. Nie znoszę tych malutkich „kuwetek”, które mają pomieścić cały sprzęt. Udało mi się pozbierać wszystko i wyruszyć na rower. Bardzo ucieszyłem się, kiedy na około 5 kilometrze spotkałem Pawla K. – kolegę z treningów klubowych Triathlon Serwis, z którym za rok wybieramy się na pełnego Ironmana w Klagenfurcie. Jechaliśmy w zasięgu wzroku i wyprzedzaliśmy się regularnie. Przy którymś wyprzedzaniu rzuciłem z uśmiechem, że będziemy jak bracia Brownlee i faktycznie – żaden z nas nie odpuścił. Wjechaliśmy obok siebie do T2. Sama trasa rowerowa do zapomnienia – 4 nudne pętle, tylko jeden punkt żywieniowy z wolontariuszami, którzy nie potrafili podać butelki wody. Z resztą dziwny pomysł podawania śliskich butelek z wodą zamiast wyprofilowanych bidonów kolarzom zwalniającym do 25-30 km/h pokazuje, jak niskobudżetowe są to zawody i jak źle zorganizowana była strefa bufetowa. Nie wiem co bym zrobił, gdyby nie fantastyczne wsparcie znajomych z Triathlon Serwis (dzięki Łukasz!), którzy łapali bidon ode mnie przed zawrotką, a tuż za nią oddawali mi napełniony zimną wodą lub izo. Czas 2:54 był bardzo zadowalający. Może nawet za bardzo…

T2 bardzo szybkie. Wybiegnięcie na trasę biegową i od razu te nieprzyjemne nierówności i piach na trasie. Na 5-kilometrowej pętli około 3 km prowadzą przez starą, nierówną kostkę brukową, co nie ułatwia biegu. Przez pierwsze 10 km biegu też wymijaliśmy się z Pawłem K. ale obydwaj wiedzieliśmy już, że rower był za mocny. Pomimo podawanej wody, żeli, kubków z lodem, po około 14 km poważnie opadłem z sił. Nogi spięte od pośladków do kostek nie pozwalały kontynuować biegu. Zacząłem łączyć bieg z marszem. I ten moment, po niecałych 5 godzinach wysiłku, okazał się początkiem dłuuugiej podróży, która cofnęła mnie w czasie ponad rok…

Czerwiec 2017 to nie był dobry czas w moim życiu. Niesprawiedliwa ocena półroczna i niezadowolenie z pracy, której poświęciłem kawał swojego życia. Kiepska sytuacja zdrowotna – nadwaga, nadciśnienie, niewydolności trawienne. Stres. Problemy ze snem. Szukałem czegoś pozytywnego, co pomogłoby mi odbudować moją pewność siebie. Wtedy to spontanicznie zapisałem się na zawody w Nieporęcie na dystansie 1/8 IM (450m pływania, 20 km rower, 5 km bieg). Liczyłem na to, że odzyskam dawną „zajawkę” na triathlon, której pierwszy raz doznałem w 2015 roku podczas sprintu w Gdyni. W lipcu 2017 forma była tragiczna – nie potrafiłem przebiec 10 km ciągiem ani przepłynąć 1000m w basenie. Rower był wielką niewiadomą, bo nie jeździłem na nim przez 2 lata. W lipcu 2017 wspomnianą „jedną ósmą” ukończyłem z bólem w czasie 1:46. Lecz wtedy coś nowego się dla mnie zaczęło – spotkałem trenera Pawła oraz Michała – jego wspólnika i przyjaciela, trafiłem do grono szalenie pozytywnych ludzi, zobaczyłem „światełko w tunelu” i odnalazłem motywację, żeby zabrać się za siebie i zmienić nastawienie do wielu rzeczy.

Podczas ostatnich 7 km biegu w Nieporęcie wszystkie te wspomnienia odżyły. Poczułem, że jestem w innym miejscu – z dużą pewnością kończę drugą „połówkę” w przeciągu miesiąca, czuję się w formie życia, za chwilę zmieniam pracę, a ludzie dookoła mnie powtarzają mi, że jestem silniejszy niż myślę (a nie „dojeżdzają robotą” w biurze po nocy). Te 7 km przypomniało mi cały rok ciężkiej pracy – męczące marszobiegi we wrześniu, nudne bieganie na siłowniach podczas projektu w Katarze w październiku, długie godziny na trenażerze w listopadzie i grudniu, zimny Bieg Chomiczówki w styczniu, wiosenny Półmaraton Warszawski (pobiegnięty prawie prosto z samolotu po męczącym długim locie z Meksyku), ½ IM w Gdyni i wszystkie treningi robione nieraz na ogromnym zmęczeniu. Zacząłem przeplatać bieg z marszem i łzami i ostatecznie dobiegłem do mety z czasem biegu 2:25, 20 minut wolniej niż miesiąc wcześniej w Gdyni. Jednak tym razem te 21 km było dużo „dalszą” podróżą. 6:06 to 7 minut poniżej ambicji i tego, co jeszcze na 10-tym km biegu wydawało się osiągalne. Ale czym to jest w skali roku? Coś trzeba zostawić na przyszłość ☺

To koniec na ten sezon. Musze podziękować Pawłowi, Michałowi, Gustawowi, Krogulcowi i Słomkowi za wsparcie treningowo – psychologiczne i wielu innym znajomym za cały rok oraz za doping na trasie (Andi, Łukasz, Agnieszka, Dorota). W październiku czas na roztrenowanie i zaczynamy szykować się na pełnego IM w Klagenfurcie w lipcu 2018. To dopiero będzie rok!


Michał Kaniewski | brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

polecane artykuły

Ja, Dorota

Ja Dorota - Ironman Kopenhaga

Pech i szczęście w jednym – Ironman Tallinn

Ironman Tallin

Ironman Austria okiem supportu

ironman austria